Haftuję od ponad piętnastu lat , stworzyłam jak na ostatniej wystawie zostało policzone ponad osiemdziesiąt prac. Część z nich jest u ludzi, którym spodobaly się moje prace. Ale większość wisi na ścianach mojego salonu. Sprzedawać , oddawać czy nie? Żal? Kiedyś większy niż dziś.
Kiedyś jeździłam na Festiwal Haftu i Koronki do Łodzi a jechałam tam ze względu na moją mamę aby mogła zaprezentować swoje prace i je sprzedawać. W pierwszym roku " przy okazji" wystawiłam obrazy ale ich nie sprzedawałam - z sentymentu, z żalu. Ludziom pokrętnie tłumaczyłam dlaczego nie sprzedaję a tylko prezentuje.W następnym roku aby uniknąć tych pytań ustaliłam sobie wartość godną i mnie satysfakcjonującą i wydawałoby się "zaporową" . I co? Faktycznie pomysł wypalił -ogladajacych i zachwacajacych się było wielu i nawet chcących kupić... ale tylko do określenia ceny. 90% oglądających po jej usłyszeniu odwracało się na pięcie prawie oburzeni ceną:). W pewnym momencie podeszła kobieta w starszym wieku, zainteresowana obrazem "W makach". Usłyszała cenę, nie wydawała się zdziwiona- za to zdziwiła mnie... Zajrzała do portmonetki , przeliczyła pieniądze i powiedziała: "Cały rok na to czekałam - w tamtym roku Pani nie sprzedawała" . Zdziwienie moje było ogromne, ale cóż było robić cena padła i została przyjęta -z żalem zapakowałam obraz. Prawie z płaczem zadzwoniłam później do męża, żaląc się że "musiałam" :) sprzedać obraz. Wiecie co mi mąż powiedział... i co mi przemówiło do serca??? "Powinnaś się cieszyć że obraz trafił w dobre ręce. Kobieta czekała aż rok aby go kupić i doceniła jego wartość decydując się na cenę jaką chciałaś. Doceń to."
Dziś mi mniej żal- zwłaszcza go tworzę od początku z myślą, że jest przeznaczona dla kogoś...Zawsze robię zdjęcia wykonanych prac , przynajmniej one zostaną ze mną:)
Kiedyś jeździłam na Festiwal Haftu i Koronki do Łodzi a jechałam tam ze względu na moją mamę aby mogła zaprezentować swoje prace i je sprzedawać. W pierwszym roku " przy okazji" wystawiłam obrazy ale ich nie sprzedawałam - z sentymentu, z żalu. Ludziom pokrętnie tłumaczyłam dlaczego nie sprzedaję a tylko prezentuje.W następnym roku aby uniknąć tych pytań ustaliłam sobie wartość godną i mnie satysfakcjonującą i wydawałoby się "zaporową" . I co? Faktycznie pomysł wypalił -ogladajacych i zachwacajacych się było wielu i nawet chcących kupić... ale tylko do określenia ceny. 90% oglądających po jej usłyszeniu odwracało się na pięcie prawie oburzeni ceną:). W pewnym momencie podeszła kobieta w starszym wieku, zainteresowana obrazem "W makach". Usłyszała cenę, nie wydawała się zdziwiona- za to zdziwiła mnie... Zajrzała do portmonetki , przeliczyła pieniądze i powiedziała: "Cały rok na to czekałam - w tamtym roku Pani nie sprzedawała" . Zdziwienie moje było ogromne, ale cóż było robić cena padła i została przyjęta -z żalem zapakowałam obraz. Prawie z płaczem zadzwoniłam później do męża, żaląc się że "musiałam" :) sprzedać obraz. Wiecie co mi mąż powiedział... i co mi przemówiło do serca??? "Powinnaś się cieszyć że obraz trafił w dobre ręce. Kobieta czekała aż rok aby go kupić i doceniła jego wartość decydując się na cenę jaką chciałaś. Doceń to."
Dziś mi mniej żal- zwłaszcza go tworzę od początku z myślą, że jest przeznaczona dla kogoś...Zawsze robię zdjęcia wykonanych prac , przynajmniej one zostaną ze mną:)
Mąż miał rację - Pani doceniła Twoją pracę. Ciesz się :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Też tak mam, jak robię coś dla kogoś to mi tak bardzo nie żal.Jak robię dla przyjemności dla siebie i ktoś chce kupić to tak jak Ty daje zaporową cenę.
OdpowiedzUsuńTrzeba się cenić i tyle i nawet cena zaporowa nie odda wkładu i serca włożonego w haft i pracę nad nim.
Pozdrawiam
Pani Mąż to mądry człowiek ... :)
OdpowiedzUsuńGallus 2.0
Robię dokładnie tak samo. Zdjęcie zostaje ze mną. Początkowo nie sprzedawałam naszyjników, byłam z nimi za bardzo związana. Najlepiej robi mi się na zamówienie. I czasem zaniżam cenę kiedy widzę, że komuś podobają się nawet bardziej niż mi. U pewnej osoby mój naszyjnik wisiał na widoku, jak nie przymierzając ołtarzyk, żeby mogła na niego ciągle patrzeć. Tak to lubię :-)
OdpowiedzUsuń